Kilka dni marudzenia i głośnego wypowiadania swoich marzeń podziałało znakomicie 🙂 Zaczeliśmy oglądać różne warsztaty tkackie, przeanalizowałam to, na jakim mi się najlepiej tkało i powstało nowe dzieło.
Mam prawie zrobiony nowy warsztat tkacki. Nawet nie wiedziałam, że mam tak zdolnego manualnie męża, bo to, że jest z niego łebski facet, to wiem od dawna.

Jak to dobrze, że mamy taką pogodę w grudniu, bo większość pracy przy warsztacie mogła być wykonana na tarasie.

Pierwsza odsłona.

 

 

Nicielnice wiążę sama, jest z tym sporo zabawy, ale cieszy, że jestem w stanie zrobić je własnoręcznie.

 

 

Jedna nicielnica jest już prawie gotowa.

 

Kolejną zaczęłam robić, jeszcze tylko 120 pojedynczych nicielnic a potem żmudna praca łączenia ich w całość i na drążek.

Mam wreszcie, wczoraj dotarła do mnie, płochę – trochę było z nią zamieszania, ale jest nowa i lśniąca.

Jeszcze trochę drobiazgów należy dopracować i będę mogła działać.

Tags: